czwartek, 21 marca 2013

Od Raschy ,,Porwania..." Cześć 3

 Niepewnie rozejrzałam się dookoła. Strasznie bolała mnie głowa... Jegbym czyms dostała... Leżałam pod drzewami nad jakas rzeką... W oddali cos sie poruszyło. Powoli wstałam i zrobiłam trzy kroki w przód. Usłyszałam za soba szelast...  Szybko i sprawnie odwróciłam sie. Za mna stał Basior
 
- Co tu robisz ??? - spytał Basior
- Ja ??? Podązam za ,,Porywaczem" małej Qeen
- Qeen ??? Porywacz ??? Taki duży smok, ze szczeniakem ???
- Tak, zkad wiesz ???
- Przelatywał tedy... Lecieli w kierunku Świątyni Tytanów...
- Zaprowadzisz mnie tam ???
- Zwarjowałas ??? Chcesz zginać ???
- Jestem niesmeirtelna...
- Tu nieśmiertelni są tylko bogowie, a ty nim nie jestes...
- A co moze ty jesteś ??? Tchórz... Nie chcesz isć to pujde sama...
Zacynam isc w niewiadomym kierunku. z końcu zatrzymuj sie i rozgjądam z myślą Gdzie iść ??? Odwróciła się w strone basiora. On nadla tam stał i śmiał sie ze mnie.
- Czego sie smiejesz ??? Gdzie jest ta swiatynia ???
- W przeciwnym kierunku... Raczej pujde z toba... Mieszkam tu od szczeniaka... Znam to i owo... Moze przeżyjemy...
- Dobra... Ja jestem Rascha, a ty to kto ???
- Versus, dla przyjaciół Vs... No to chodz...
Poszliśmy... Światynie było widać z daleka. Byałogromna i bardzo oddalona od nas. Szliśmy przy rzece. Z prawaj i lewej strony otaczały nas gigantyczne budowle... Droga była bardzo długa i meczaca... W jej połowie zatrzymaliśmy się.
- Widzisz te biała postaci, przyponinajace człowieka - Vs wskazał na cos przed świątynią
- Tak, a co ???
- To tytani... Są niebezpieczni i potezni... Nie mówiac juz o im bogach...
- Idziemy dlaej ???
- Tak tylko musimy być czujni, bo inaczej zginiemy...
- Dobra...
 szlismy bardzo czujne... Przy najmiejsym szelescie stawalismy w bezruchu. Nareście dotarliśmy pod ,,Łóki" przy świątyni. Były w nie powbijane strzały... wyglądąło to jak po jakimś ataku...
- Chodz za mną... jesli pójdziemy tędy, bedziemy mieli wiekrze szanse na przeżycie... - wyszeptał Versus
Ja przytaknełam i zaczeliśmy wspinac się po ,,Strzałach". Było bardzo, trudno wejsć na pierwszy, ale co bedzie z reszta... Vs zatrzymał sie i spojrzał w góre... Słońce zachpdziło... Na niebo wchodził Ksieżyc... Niewiedziałm ile mineło od przekroczenia wrót... Versus spojrzał na mnie i powiedział cicho
- Zaczekaj chwile...  Maże sie tam sztbciej wespniemy...
Vs zaczą się świecić... Z jego świecacego ciała zaczeły wyrastac skrzydła... Kiedy blask znikł Versus wygladał tak

- Co ty zrobiłeś ??? -Powiedziałm zaskoczona
- No wiesz... Ma sie te dwie formy... Zaczekja... Zaniose cię na góre...
Versus złapał mnie i zacza wzbijać sie powoli w góre... Moja waga ciała nie sprawaiał mu zadnego problemu... Szybko dotarliśmy na sam szczyt, pierwszego ,,Łóku". Swietynia była piękna... Zdumiewała swym straorzytnym i jakże orginalnym stylem budowy...

Ciąg dalszy Nastapi...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz