-Och, Ritto tak wszyscy za tobą tęskniliśmy - przytuliłam Rittę. -Leć się przywitać z Iris.
-Udało się jestem taka szczęśliwa, ale co się działo z tymi snami ? - Spytała.
-Ehh, dzisiaj po południu, człowiek wybiera się na polowanie. Ale nie będę uciekać będę się bronić! Rozmawiałam z psami, zaczną szczekać musimy uważać. Schowamy szczeniaki głębiej do groty. Iris, Misiu i Ritta będą ich pilnować. Jeśli będziemy naprawdę potrzebować pomocy zawyję i przyjdą psy.
-Dobrze.
Nagle usłyszałyśmy szczekanie. Zawyłam. Dałam znak szczeniakom żeby się schowały i przy okazji Parysowi, który miał uwolnić Loarę. Ujrzałyśmy człowieka celował we mnie. Szybko skoczyłam na bok. Elizabeth i Lavi zakradli się od tyłu. Cisnęli swoimi najmocniejszymi czarami. Jeden pokonany. Nadeszły psy, niektóre nie chciały tego robić, a inne były tak zawzięte że trzeba było je pokonać. Chociaż mi było ich szkoda, bo przecież wykonywały swoją pracę i były naszym kuzynostwem jednak trzeba było to zrobić. I w ten czas człowiek zaczął mnie gonić. Wzleciałam w powietrze. Strzelił mi w skrzydło.
-Jest tak jak w moim śnie - pomyślałam.
Stanęłam. On podszedł do mojej siostry chciał w nią strzelić. Resztkami sił zerwałam się i skoczyłam. Obroniłam ją. Wiedziałam, że muszę zawyć. Zawyłam. Potem już słyszałam tupot łap i zobaczyłam krew. Człowiek spadł ze skarpy. Wstałam, usiadłam i spojrzałam w dół. Wlokłam za sobą skrzydło. Wyglądałam tak:
Zobaczyłam Loarę i Parysa.
-Chcecie zostać w watasze ? - Zapytałam z wielką dumą.
Spojrzeli na siebie i skinęli głowami. Obejrzała mnie Rascha i uleczyła postrzelone skrzydło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz