niedziela, 17 marca 2013

Od Elizabeth-Wskrzecić Ritte cz2.

Biegnąc usłyszałam trzask łamanych gałęzi. Zobaczyłam...
-Desto, Damien, Gryffin co wy tu robicie? Mieliście zostać i pilować watahy!
-Alfy w potrzebie się nie zostawia, naszym obowiązkiem jest pomagać watasze i jej członkom, a pani jest w potrzebie. Chcemy pomóc w znalezieniu Klejnotu Życia.
-Nie! Wracajcie do watahy!
-Nie możemy, Orion stworzył nas abyśmy pomogli wskrzesić waderę, która powstrzyma zło. Ritte.
-Poddaje się, możecie ze mną iść.
Szłam w milczeniu, nie chciałam ich narażać na niebezpieczeństwo, ale Orion... Niech Orion będzie ze mną i pomoże mi wskrzesić córke myślałam. Byłam pewna siebie, chodź droga jaką miałam przejść nie była łatwa. Przedzierałam się przez śnieg. Bracia szli przoden, Gryfin szedł z tyłu na wypadek ataku wrogich wilków. dzięki nim czułam się bezpieczniej, jednak nadal byłam czujna i gotowa do ataku. Minęło dobrych kilka godzin odkąd opuściłam watahę, byłam zmarźnięta i zmęczona, a jakiejkolwiek groty lub jakini, ani śladu. Śnieg lepił się do futra, mróz szczypał w nos, łaby były zimniejsze od lodu. Nie mogłam się jednak poddać. Nagle usłyszałam krzyk...
-Jaskinia! Alfo jaskinia!
Pobiegłam w jego stronę, zobaczyłam jakinię. Zbawienie!. Ja i basiory wbiegliśmy do środka. Poczułam ulge, zrobiło się cieplej. Położyłam się w koncie, wyciągnęłam kawałek królika i zjadłam. Lekko ziewnęłam... Zasnęłam. Śniła mi się scena, ta przeklęta scena, w której myśliwy zabił Ritte. Co chwila budziłam się, aby potem zasnąć i aby koszmar się powtórzył.
~Rano~
Obudziła mnie woń łani. Towarzysze upolowali piękną sarne. Od razu zaczęłam jeść. Posiłek nie trwał długo. Musiałam iść dalej, liczyła się każda minuta. Gdy wyszłam przeszedł mnie zimny dreszcz. Zimny wiatr przepędzał chmury i zniechęcał mnie do dalszej wędrówki. Przezwyciężyłam zmęczenie(nie wyspałam się) i ruszyłam dalej. Układ był taki sam jak wczoraj, bracia szli przodem, ja w środku, Gryfin na końcu.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz