niedziela, 17 marca 2013

Od Elizabeth-Wskrzesić Ritte cz.3

Bracia o czymś rozmawiali, nie wiedziałam oczym i nie chciałam wiedzieć. Po prostu szłam przed siebie, aby osiągnąć cel wędrówki. Miałam gdzieś pogawędki, musiałam być skupiona na celu... Na znalezieniu Klejnotu Życia. Liczyła się każda godzina... minuta... sekunda. Chciałam jak najszybciej zobaczyć córkę, tylko to się liczyło... Wskrzeszenie, przytulenie i przyprowadzenie jej do domu.Nieważne były przeszkody, dzięki miłości można zdziałać wszystko... Ja właśnie chciałam to zrobić... Pokonać śmierć, sama lub z nimi, z Desto, Damienem, Gryffinem. Nie wytrzymałam.
-Chłopaki nie możemy biec, lub iść szybszym tempem?!
-Możemy, ale chcesz się zmęczyć i zrobić godzinny postój? W tym tempie, którym idziemy jest najlepiej. Przejdziemy kilkaset kilometrów w jeden dzień!-krzykną Damien
-Ale ja mogę iść bez was.-zaczęłam biec, wyprzedziłam ich, nie obchodziło mnie, to czy pobiegną, czy zawrócą, chciałam jedynie wskrzesić córke, lecz z przymusu oni też zaczeli biec. Zatrzymało mnie warczenie nieznanych mi wilków, nieznanych acz kolwiek znanych...
   

Nie mogłam sobie ich przypomnieć. Musiałam ich pamiętać? Tego nie wiem. Lata robią swoje, zapomnieć każdy może.
-Czego tu chcecie?!-warkną czarny wilk
-My? Mamy ważną misje! Lepiej odejdźcie nam z drogi! Nie mamy czasu!-wrzasnęłam i odepchnęłam białego
-Hola, hola! Gdzie się panienka tak śpieszy? Wkroczyła na teren Watahy Krwi, to musi zapłacić aby odejść.
-Mnie to nie obchodzi! Spadaj!-poszłam dalej, nagle biały cłapał mnie za łape
-Zostaw ją! Radzimy ci, lepiej ją puść!-oczy mych towarzyszy zaczęły świecić
-A co chcecie nam zrobić? Młodziki jedne, lepiej z nami nie zadzierać.-zaśmiał się czarny
Basiory rzuciły się na wrogów. Wrogie wilki padły trupem. Dziękowałam sobie, że zgodziłam się, aby szli ze mną.  Dziękowałam samemu Bogu, za to, że oni są ze mną. Bez nich zginęłabym. Dalej szłam w milczeniu, nikt nic nie mówił. Straciłam rachubę czasu, kiedy zostaliśmy zaatakowani. Ile to już minęło? Dziesięć minut, czy osiem godzin? Przecieź słońce już zachodzi, a oni zaatakowali mnie w południe... Ech jestem taka głodna, od rana nic nie jadłam. Ale nie ma czasu na jedzenie, wytrzymam. Najważniejsza jest Ritta i Klejnot Życia. Myśli przerwał mi Grifin...
-Zostajemy na noc w jaskini, która jest niedaleko, czy idziemy dalej?
-Idziemy, dziś bez postojów! Zrozumiano?!-warknęłam
-Dobrze.
Znów zapadła cisza, którą raz, po raz przerywał dźwięk poruszanych kamieni i trzask gałęzi. Było coraz ciemniej, mocą żywiołu ognia zapaliłam mały płomyk, który lewitując obok mnie, oświetlał drogę. Weszliśmy do lasu, gdzie było jeszcze ciemniej. Głodna, zmęczona podążałam w północnym kierunku. Jednak zmęczenie wzięło góre Godzina snu i idziesz dalej, nie możesz robić większych przerw! Zatrzymałam chłopaków. Położyłam się w miejscu, gdzie było najmniej śniegu, szybko zasnęłam, lecz znów dręczył mnie ten sam koszmar. Gdy obudziłam się, słońce wschodziło. Zerwałam się na równe łapy, obudziłam basiory, zjadłam kawałek królika i zaczęłam biec. Straciłam dobre cztery godziny, mogłam być już kilometry z tąd, ale musiałam tak długo spać! Biegłam jak oszalała, nawet Desto, Damien i Gryfin nie mogli za mną nadążyć. Nagle zatrzymałam się, zobaczyłam...
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz