Poczułem, wracam na ziemie. Otworzyłem jedno oko i zaraz je zamknąłem czując przeraźliwy ból w skroniach. Powtórzyłem czynność i podniosłem się na łapach. Byłem w jakiejś wilgotnej, ciemnej jaskini. Cofnąłem się do tyłu i o cos potknąłem. Odwróciłem się i zamarłem z przerażenia.
-Kuu!? –pochyliłem się nad nią i trąciłem nosem. Była nieprzytomna. Poczułem jak do oczu napływają mi łzy-Przepraszam –wtuliłem pysk w jej szyję.
-Kim jesteś? –usłyszałem tak dobrze znany mi głos.
Odwróciłem się wolno i z satysfakcją wpatrywałem się w jego przestraszone oczy.
-Dzień dobry Derlich… -przerwałem i wyszczerzyłem kły- B r a c i s z k u.
Opanował się i jego wzrok był teraz normalny. Patrzył na mnie z nienawiścią.
-Co ty tutaj robisz, Racoon? –spytał z kpiącym uśmiechem.
Zawsze go na niebie „nakładał”. To była maska. Maska, przykrywająca jego prawdziwe oblicze. Jego ból, strach, smutek. To była jego obrona.
-Jestem w watasze, którą zaatakowałeś. I porwałeś Ją -wskazałem głową na Kuu- Wiedz, ze to był błąd. Wielki błąd. –wycedziłem ostatnie zdanie.
Znów się roześmiał prowokacyjnie.
-Ach, tak? A może mi to udowodnisz??
Nie odpowiedziałem. Moje ciało przybrało boską formę, a oczy zaświeciły na blado-niebiesko. Derlich uczynił to samo, warcząc prowokacyjnie. On zaczął. Rzucił się na mnie, ale uniknąłem jego ciosu, odskakując w bok.
Dużo ze sobą walczyliśmy w młodości. Jednak mieliśmy jedną zasadę, którą przestrzegaliśmy zawsze- nigdy nie używamy mocy podczas wspólnej walki.
Derlich odkręcił się jeszcze w powietrzu i opadł obok Kuu. Przekląłem siebie cicho, za ten błąd. Skoczyłem na basiora, próbując oddalić go od wadery. Celowałem, tak aby złapać go za kark i przerzucić nad sobą, ale udało mi się tylko kłapnąć zębami nad jego uchem, delikatnie je raniąc. Jednak nie był on już tak blisko Kuu i w razie niebezpieczeństwa, bez problemu mógłbym zareagować.
Znów skoczył, a ja zamiast robić uniki, skuliłem się i łapą przejechałem mu po brzuchu. Basior wylądował za mną cicho sycząc. Odwróciłem się i zobaczyłem, że oczy świecą mu się jeszcze mocniej, a z brzucha sączy się stróżka krwi.
Podbiegłem do niego i zostałem ukąszony w łapę. Pisnąłem i kopnąłem go tylnymi łapami w pysk, orając mu skórę pazurami. Z rany na mojej nodze powoli wypływał czerwony płyn, i czułem, że mam kilka bolących siniaków. Zaczęliśmy warczeć do siebie okrążając się. Nagle basior zniknął.
-Tchórz –warknąłem rozglądając się po pokoju. Podniosłem pysk węsząc w powietrzu, a kiedy poczułem, ze już go nie ma, usiadłem, łapiąc oddech. Nagle usłyszałem, ze coś się poruszyło. W mgnieniu oka, znalazłem się przy Kuu, która kręciła się cicho jęcząc.
-Kuu? –spytałem trącając ją pyskiem.
______________________________________
??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz