Usłyszałam wycie. Zaczęło się... Wataha Derlicha ogłaszała atak... Kazałam na razie się wszystkim schować, a sama poleciałam po Eli. Leciałam ile sił w skrzydłach, czyli bardzo szybko.
~~Na terenach Watahy~~
Leciałam do 'pokoju' Eli. Wpadłam zdyszana i wyszeptałam:
- Eli zaczyna się...
- Co się zaczyna? - Zapytała patrząc na mnie.
- Atak się zaczyna. Na razie się chowają, a potem... sama nie wiem co potem... - Zdyszana paplałam. - Eli ktoś mógł za mną lecieć, a szczeniaki... a Wataha... źle postąpiłam mogłam wysłać kogoś innego... - Spuściłam łeb.
Czułam się jakoś dziwnie. Oczy Eli stały się czarne i zamieniła się w...
- Derlich?! Co ty tu robisz?! - Spojrzałam na niego
- Bez ciebie sobie nie poradzą, więc postanowiłem cię zamknąć.
- Akurat, beze mnie sobie lepiej poradzą. - Mówiłam ze zrezygnowaniem.
- Taka już twoja rola, oni świetnie sobie radzą bez ciebie.
- Atak był fałszywy, prawda? - Spytałam ze smutkiem w oczach.
- Pewnie, że tak. - Uśmiechnął się.
Zaczęło robić się ciemno. Jak przez mgłę widziałam, że się śmieje. Widziałam już tylko ciemność. Straciłam przytomność.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz