-Jak się masz królewno?-rzuciła mi niemiłe spojrzenie
-A jak myślisz?
Podeszła do mnie piorunując mnie wzrokiem.
-Widzę, że długo nie wytrzymasz. Jesteś taka słaba, mogłabym cię wypuścić, jedynie gdy przyłączysz się do mnie. Jeśli twoja odpowiedź będzie brzmiała "nie", D i A rozszarpią cię. Masz równo trzy godziny, od teraz.
Odwróciła się i wyszła, ogień gasł, znów zapadał mrok. Zostałam sama, pośród odgłosów kapiącej wody i szumu skrzydeł. W głowie kłębiły mi się setki myśli. Wyczerpana usiadłam...
-Jeśli zgodzę się, moje życie zmieni się na gorsze, jednak jeśli nie zgodzę się, to zginę.- mówiłam do siebie- Co mam wybrać?
Podleciał do mnie nietoperz i cichutko piszczał. Chciał mi coś przekazać, jednak nie rozumiałam go. Musną mnie skrzydłem po łapie, po czym wzbił się i wyleciał. Reszta poszła jego śladem. Znów zapłonęły oślepiające ognie... znów weszła...
-I co? Przyłączysz się, czy zginiesz?
-Ja...
Przerwał mi głośny huk. Jedna ze ścian zawaliła się, wszędzie unosił się pył. Rozległy się rozkazujące krzyki, warki. Żałosne wycie Saranemy biegło po jaskini. W powietrzu unosił się zapach krwi. Gdy resztki pyłu opadły, zobaczyłam sześć wilków i trzy lwy. Jeden z nich podszedł do mnie, ściągną łańcuch...
-Lepiej?- zapytała lwica
Zszokowana opadłam na ziemie. Dwa wilki pomogły mi wstać.
-D-dziękuje.- wykrztusiłam
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co się stało. W skalnej ścianie była widoczna dziura, upadła bogini nie żyła.
-Trzeba ją stąd wynieść.- powiedział rosły, czarny lew
Ktoś podniósł mnie, z głodu, pragnienia i braku energii powoli traciłam przytomność. Wyniesiono mnie, na wpół przytomna słuchałam ich rozmowy.
-... trzeba poczekać, pomóc jej. Przecież ona nie może umrzeć. To sprzeczne z naszym celem.
-Zgadzam się z tobą. Ta wadera na pewno ma rodzinę, lub przyjaciół, którzy martwią się o nią...
-No dobra! Koniec gadania! Patrzcie na nią, jest u kresu wytrzymałości! Matt, woda!- mówiła wadera
Basior, na pewno wspomniany Matt, podał wodę.
-Masz, pij i zdrowiej.- powiedział miłym głosem
Pomógł mi usiąść, dał mi wodę do picia. Powoli wypiłam ją.
-Lepiej?
-Tak.- wyszeptałam
-Masz rodzinę? Lub watahę?
-T-tak.
-Podaj nazwę.
-Wataha... Wilczych... Serc...- dukałam
-Orianna, sprawdź mapę!- wadera wydawała rozkazy
-Jest! To strasznie daleko.
-Nie obchodzi mnie to, pomożemy jej wrócić.
Na niebie pojawił się czarny smok, wylądował tuż obok. Gromada pomogła mi wstać, chwiejnie weszłam na grzbiet wielkiego zwierzęcia.
-Połóż się i śpij, przed nami długa droga.- mówiła gepardzica
-Remi ma racje. Musisz odzyskać siły.
Kiwnęłam, potakująco, łbem. Położyłam się i próbowałam zasnąć. Smok wzbił się w powietrze. Zasnęłam...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jakiś czas później ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłam się, powoli otworzyłam oczy, zmieniłam się w człowieka. Usiadłam i patrzyłam na tereny pod czarnym. Z daleka widziałam Padające Drzewo. Już niedaleko. pomyślałam uśmiechając się. Pośród głosów wilków, lwów i gepardzicy, szumu skrzydeł smoka, słyszałam wesołe krzyki szczeniąt. Byłam coraz bliżej ziemi... coraz bliżej przyjaciół... coraz bliżej rodziny. Smok lekko staną na ziemi. Zobaczyłam Kirito, oczy zabłysły mi ze szczęścia. Z pomocą Remi zeszłam na ziemie. Podparta o geparda podeszłam do brązowego basiora.
-Witaj Kirito.- powiedziałam z uśmiechem
~~~~~~~~~~~~~~
Kirito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz