Siedząc w swoim "pokoju" rozmyślałam. Muszę iść sama, bo Katee nie może.
Wstałam gwałtownie postanawiając że wyruszę jeszcze dziś. Nabazgrałam
na karteczce napis: "Wyruszyłam już dziś. Nie wiem ile mi zajmie
podróż." i położyłam ją w pokoju siostry. Zaczęłam rozważać trasę, którą
wyruszę. Nie mogłam nic ze sobą wziąć tylko korzystać z tego co po
drodze znajdę. Wreszcie się zdecydowałam. Pobiegłam na wschód. Było już
po południu. Chwilę biegłam przez las, a potem znalazłam się na otwartej
równinie. Zatrzymałam się aby odpocząć. Z powodu ciepłej pogody miałam
nadzieję podróżować rano, wieczorem lub nocą. Zjadłam upolowanego zająca
i ruszyłam dalej. Biegłam aż do zachodu słońca. Potem zwolniłam i
szłam. Cicho i bezszelestnie. Sunąc po otwartych przestrzeniach zrobiłam
się bardzo spragniona. Gdy wreszcie następnego dnia dotarłam do rzeki
omal nie rzuciłam się w nurt. Potem zasnęłam gdzieś w cieniu. Obudziłam
się przed południem, zaczął padać deszcz. Niezrażona tym wydarzeniem
poszłam dalej. Teraz idąc pod prąd rzeki łatwo już było dotrzeć tam.
Przez następne dwa dni nic się nie działo - było tak jak teraz rano idę
godzinkę lub dwie, śpię do wieczoru, idę następne kilka godzin do
całkowitego zachodu słońca, śpię do wschodu słońca. Nadchodził trzeci
dzień. Mimo iż dochodziły godziny mojego rannego snu - gdy słońce
świeciło tak, że ni dało się iść, ja szłam dalej. Z daleka rozpoznałabym
to na razie ciche szemranie. Z każdym krokiem robił się głośniejsze.
Dotarłam do wielkiego wodospadu, tu nie było już nic słychać oprócz huku
opadającej wody. Widok zapierał dech w piersiach. Szeroki i wysoki
wodospad po którym spływała kaskadami srebrzysta woda, a wokół niego na
skałach, we wszystkich szczelinach kwiaty tak piękne, że ich kolor aż
raził oczy. Rozejrzałam sie wypatrując rodziny. Po chwili dostrzegłam
wilka. Poszłam w jego stronę. On również mnie zauważył. Matka zbliżyła
się do mnie trochę zdenerwowana.
- Kochanie gdzie Katee ? - powiedziała
- Nie mogła przyjść, ale powiedziałam jej. Katee jest w ciąży a podróż nie byłaby dla niej dobra.
- W ciąży ? Och pewnie jest taka szczęśliwa. Chciałabym być przy niej.
- Jest w ciąży drugi raz... - mruknęłam pod nosem
Zza krzaków wyłonił się jakiś wilk.
- Atheino czemu przyszła sama ? - spytał przyglądając mi się uważnie
- Bo moja siostra musiała pozostać na miejscu.
- Kochanie to jest Will - wskazała na wilka - Chciał mi towarzyszyć, jest moim doradcą.
Dyskretnie zlustrowałam wilka wzrokiem. Był wyższy i większy ode
mnie. Cały czarny jedynie z małą szarą łatką na uchu i na ogonie. Z jego
grzbietu wyrastały duże ciemne pierzaste skrzydła.
- Ostatnio cię widziałem jak miałaś dwa miesiące Chokolatte.
- Choko. - poprawiłam go
Nikt nie używał mojego prawdziwego imienia... od urodzenia.
- Przyszedłem z Atheiną, ponieważ miałem ciebie zaprowadzić również
abyś przenocowała. Znam pewne miejsce w tym wymiarze, dosyć blisko.
Czekaja tam na nas twoje rodzeństwo.
- Dobrze.
- Kochanie, ja dzisiaj do wieczora jeszcze zostanę, lecz potem muszę wracać. - odezwała się moja mama
- Dobrze. Prowadź Will.
~~Na miejscu~~
Gdy dotarliśmy na powitanie wybiegły dwa szczeniaczki.
Jedna waderka:
I jeden basior:
- Jilly i Vyer... - szepnęłam
- To jest wasza siostra Choko. Katee nie mogła przyjść.
Kiwnęły głową.
- Chodźcie na chwilę - powiedziałam - Mama wam mówiła, że za niedługo wracacie ze mną do mojej Watahy ?
- Tak. - odparła Jilly - A długo się idzie ?
- Nie musimy cały czas iść - uśmiechnęłam się i zawołałam Maghię.
Koń zjawił się w mgnieniu oka.
- Kto chce może jechać na moim towarzyszu.
Maluch się uśmiechnęły.
Weszliśmy. Grota była przytulna. Składała się z kilku mniejszych
pomieszczeń. Puchate kulki pobiegły do jednego z dalszych pomieszczeń.
Moja mama poszła do nich. Zostałam sama z Wil'em. Nastała trochę
niezręczna cisza.
- Może pokażę ci okolicę ? - zaproponował
- Dzięki - odparłam - Chodźmy.
~~Wieczorem~~
Wróciliśmy ze zwiedzania. Było fajnie. W drodze powrotnej Will wciąż
mi opowiadał o życiu w tamtym wymiarze. Polubiłam go. W jaskini mama
żegnała się z maluchami.
- No nic ja już muszę wracać - powiedziała
- Dobrze. Pa - pożegnałam się z nią
Weszłam do groty. Usiadłam i zaczęłam patrzeć jak moje rodzeństwo
się bawi. Nie wiem ile tak siedziałam. Wiem, że nie usłyszałam kroków,
lecz dopiero słowa przy moim uchu. Doskonale rozpoznałam głos:
- Chodź. Pokażę ci coś.
Wstałam i poszłam za Willem. Skręciliśmy w jakieś pomieszczenie
jaskini. Ku mojemu zdziwieniu tu było źródełko. Wpadający przez
szczelinę w suficie księżycowy blask oświetlał je całe.
- Ale tu pięknie... - westchnęłam
- Wiem. Dlatego tu cię zaprowadziłem.
- Chodź. Chyba nie masz zamiaru teraz pływać ? - zaśmiał się
- Nie... ale - odwróciłam się i ruszyłam ku niemu - tu jest ślicznie. Czemu mi to pokazałeś ?
- Bo cię kocham. Chciałabyś zostać moją partnerką ?
- Will... ja cię znam od niedawna...
- Dobrze. Jak nie chcesz to ja cię nie zmuszam...
- Ale czy ja to powiedziałam ? Mimo, że cię znam od niedawna ale mimo to chcę być twoją partnerką. - powiedziałam
- Znamy się od bardzo dawna - zaśmiał się - Gdy miałaś dwa miesiące i
byłaś w tamtym wymiarze ja miałem sześć i byłem przez ciebie szczerze
nienawidzony.
- Jak ja mogłam ? - także się zaśmiałam.
~~Kilka dni potem~~
- Nie powinniśmy już wracać ? - spytałam Will'a
- Powinniśmy.
- Bo ja myślę, że powinniśmy bo ja wolałabym być już w domu... bo ja jestem w ciąży.
- W ciąży ? Tak się cieszę. - uśmiechnął się - Pójdę na polowanie. Ty zostań.
- Dobrze - zaśmiałam się
Rodzeństwo śmiejąc się na mnie wpadło.
- Gdzie tak prędko ? - zatrzymałam ich
- Nigdzie - Vyer zaśmiał się i popędził dalej.
Will już dosyć długo nie wracał. Poszłam zobaczyć co się dzieje.
Szłam. Najpierw zobaczyłam ślady. Wielkie ślady jakiś kopytnych. Było
ich wiele. Trochę dalej ślady krwi. A trochę dalej Will'a. Nie oddychał.
Nie żył. Wyglądał okropnie. I wtedy zrozumiałam. Został stratowany
przez to stado. Ze łzami w oczach wróciłam po rodzeństwo. Teraz już
muszę wracać od watahy. Nie mogłam znieść myśli o tym ze go straciłam, a
do tego ze straciłam ojca dla moich dzieci. Wróciłam wiec do Watahy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz