Samica powoli się podniosła.
-Przepraszam...-Powiedziałem szeptem i rozpuściłem się w powietrzu.Zniknąłem wszystkim w oczu, siedziałem w próżni.
-Ale ja mam pecha.Po co komu te wyczulone zmysły?Spokojnie, będę to
musiał jakoś im wytłumaczyć.-Pomyślałem, szybko pojawiłem się w moim
pokoju.Położyłem się i zamknąłem oczy.Nie mogłem jednak usnąć.Powoli już
świtało, ruszyłem na najbliższą łąkę.Zebrałem bukiet kwiatów, i
pobiegłem do padającego drzewa.Znalazłem pokój Kayashoki i na małej
szafce położyłem bukiet.Z kieszeni wybrałem kartkę i napisałem
~Przepraszam, mam nadzieję że nic Ci nie jest~. Szybko wyszedłem z
pokoju i wróciłem do siebie.Tu nie mogłem nikogo zabić, ani
skrzywdzić.Może niedługo mi przejdzie i nie będę już atakować.Trzeba
czekać.Słyszałem że ktoś idzie przez korytarz.Usłyszałem płacz, to była
Andromeda, wyleciałem z pokoju niczym strzała.Ujrzałem Andromedę, z jej
ręki kapała krew.
-Szybko chodź.-Spojrzeniem zatarłem krew z podłogi, poszliśmy do pokoju Andromedy.-Co ci się stało?
-Spotkałam Armanda.
-Co?To nie możliwe...Przecież on zginął
-Szukał ciebie mówił że chce się spotkać.
-Kiedy?Gdzie?
-Przy strumyku, o zmierzchu.
-A jak ci to się stało?Znam Armanda on by ciebie nie skrzywdził, to mój przyjaciel.
-Biegłam przez las bo chciałam cię powiadomić.Ale wpadłam w jakiś rów i po prostu o coś ostrego uderzyłam ręką.Ale jakoś żyję...
Nagle ktoś wszedł do pokoju.
----Kto wszedł?----
Kaya nie 40 kilogramowego wilka tylko człowieka, chociaż elfy i tak są lekkie ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz