Dzisiaj byłem w złym humorze i chciałem zrobić coś co mogłoby mi go poprawić. Zobaczyłem Rosalie. Pewnym krokiem podszedłem do niej.
-Czemu jesteś sama? - zapytałem z udawaną troską.
Siostra odsunęła się ode mnie.
-Znów chcesz mi dokuczać? - zapytała drżącym głosem.
-Nie, wcale nie. - powiedziałem z miną niewiniątka i podszedłem jeszcze bliżej.
Od Rosie dzieliło mnie tylko kilka centymetrów, wyraźnie czułem jej strach.
-Odejdź ode mnie. - waderka próbowała nadać swojemu głosowi pewny ton.
-Boisz się? Brata się boisz? - moja sierść dotknęła jej piersi.
Wtedy poczułem dziwną wibrację i delikatne szczypanie w okolicach łap. Spojrzałem na nie. Z ziemi pomiędzy pazurami wyrastały kolczaste pnącza, a przynajmniej były cieniami takich pnączy. Powoli oplatały przednie łapki Rosalie.
-A-a-aramas, ccco ty robisz? - wyszeptała nie panując nad drżeniem głosu.
-To nie ja! - zaprzeczyłem gwałtownie.
A może to byłem ja tylko o tym nie wiedziałem? W moim łebku przelewały się różne myśli, które przerywane były przerażonymi piskami siostry. Co robić?! Wtedy pojawił się cień wilka...
//dokończy ktoś?//
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz