Co... co to za pytanie? Helen stała w bezruchu, próbując zrozumieć nagłą wypowiedź wadery. Nie wyglądała jak normalny wilk? To... to nie było możliwe.
Spojrzała na siebie. Była wręcz nazbyt normalna. Nie miała niezwykłej barwy sierści, ani skrzydeł tak, jak Suzuki. Zwykłe brudnoszare futro, i cała reszta, która składała się na jej osobę. Helen nie była jakaś nadzwyczajna... Przeciętna, to było dobre słowo.
- Wyglądam... dziwnie? - powiedziała dosyć cicho
Wadera, która zadała to pytanie nie odpowiedziała, aczkolwiek możliwe również było, że Helen po prostu owej odpowiedzi nie usłyszała. Stały pogrążone w ciszy przez kilka minut.
- C-chodźmy - wyszeptała Helen zauważając nadciągające chmury na niebie oraz wyczuwając ciężką wilgotność w powietrzu
Mogło to zwiastować deszcz, albo śnieg. Pogoda była brzydka, a temperatura, ani niska, ani wysoka, a teraz jeszcze to. Co prawda Helen nie miała nic przeciwko odrobinie wody na futrze, ale pomyślała, że Suzuki nie musi chcieć moknąć tak, jak ona i to skłoniło ją do podjęcia takiej decyzji. Ale... kiedy ona zaczęła się tak przejmować, chwilę temu jeszcze nieznajomą waderą?
Szły, powoli pokonując drogę, jedna za drugą. Przypuszczenia Helen okazaly się trafne i wkrótce spadły na nie pierwsze płatki śniegu. Szybko się roztapiały, sprawiając wrażenie, iż po prostu są deszczem. Wirowały na lekkim wietrze w różnych kierunkach. Jedna śnieżynka zakończyła swój lot na nosie szarej wadery, która zatrzymała się i jak urzeczona wpatrywała się zezując na to zimne coś. Płatek śniegu, napotykając jej ciepły oddech zamienił w kroplę wody. Spłynął powoli w dół drażniąc jej nozdża nieznanym zapachem. Czy właśnie tak pachnie zima? Śnieg? Ślicznie. Jak lód pokrywający wodę, jak stare, zamarznięte liście. Jak wiatr. To wszystko kojarzyło jej się z wolnością. Nie tą z którą się rodzi, ale taką, na którą pracuje się miesiącami i z niecierpliwością oczekuje. Na prawdę, w takim razie to śliczny zapach, jeśli zapach można określić słowem "śliczny".
- H-helen? - spytała Su, przerywając ciszę - Czemu nie idziemy?
Zapytana wadera dopiero teraz spostrzegła ten niepokojący fakt. Tak, jak się wcześniej zatrzymała, tak do tej pory nie ruszyła z miejsca. Potrząsnęła głową. Ale właściwie, to dlaczego się zatrzymała?
- J-już... idzie-my - wyjąkała - Ty... tesz... należysz do w-watahy?
Suzuki kiwnęła głową.
- Gdzie my idziemy? - spytał znów, po chwili wadera
- Do w-watahy... - mruknęła Helen cicho - Zanim... nim porządnie się rozpada... jeśli oczywiście tak b-będzie...
Nie miały zbyt wielu wspólnych tematów, więc najczęściej kończyły te krótkie rozmowy po wypowiedzeniu dwóch zdań. Mimo tej co chwilę następującej ciszy wadera nie czuła jakiejś w niej niezręczności. Wręcz przyjemnie jej się milczało z Suzuki.
_________________
Su, dokończysz to nędzne opowiadanie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz