-A tak sobie spaceruję z nudy...
Kazio usiadł obok Niej i spojrzał w taflę wody
-Wiesz co Monn ?
-Tak ? - popatrzyła przez chwilę na Niego
-Tak sobie pomyślałem, czy... - przerwał - Wszystko dobrze ?
-Tak... dobrze - wymamrotała
Nastała cisza... lecz nie było ona krępująca. Moon i Kaz siedzieli tak wsłuchując się w szum wody i śpiew ptaków. Nagle Kazio spojrzał na Moon.
-Ojć...
-Co "ojć" - zdziwiła się
-Nadal krwawisz - zamienił się w człowieka po czym otarł delikatnie palcem jej ranę
-To nic. Spokojnie nie umrę przez to - uśmiechnęła się
-To co. Opatrzyć i tak trzeba. - wstał i złapał Ją za rękę - chodź !
-Ej.. gdzie ?! Nigdzie nie idę... - wyrwała się po czym wpadła do wody
-Ooo i masz to swoje bycie upartą.
-Milcz ! To było zamierzone - mamrotała pod noskiem
Kazio uśmiechnął się tylko pod noskiem po czym wyciągnął do Niej pomocną dłoń. Moon złapała go za rękę i weszła na mostek
-Noo i cała mokra jestem. Eh.
-Spokojnie... coś poradzimy na to - ponownie złapał Ją za rękę
Udali się w stronę drzewa . Moon oparła się o pień skulając się, a Kazio za ten czas rozpalił ognisko.
- Poczekaj chwilkę.. zaraz wrócę.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową.. zbliżał się zmierzch. Robiło się coraz chłodniej. Po chwili przyszedł Kaz z suchymi ubraniami i kocem.
-Proszę załóż to... a potem przykryj się kocem. Jak skończysz to powiedz.. opatrzę Ci ranę. - położył przed Nią ubrania i koc po czym podszedł do ogniska i dołożył drewna....
¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤
Moon co było dalej ? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz