Przytuliła się do niego. Może powinna bardziej sprecyzować swoje wyznanie? Ale jak? Przecież zszedłby na zawał! I nie wiedziała jak. Może...
Kaz, kocham cię. Nie, to zbyt banalne. Już za dużo niespodzianek jak na jeden dzień i to jeszcze młody. Ale to nieważne. Odrzuciła swe myśli na dalszy plan. Cieszyła się tą chwilą. Z uśmiechem tuliła się do mężczyzny, który przez tyle lat był jedynym w jej życiu i sercu. Był wyjątkowy, tak to dobre określenie... wyjątkowy. Roztopił lód pokrywający serce wojowniczki oraz bezwzględnej przywódczyni, potem łowcy, na końcu tej Moon, która kochała go najbardziej na całym świecie. Czuła jak chłopak co chwilę napina mięśnie aby unieść ją. Dokąd zmierzał? Hm... ciekawe. Jasnowłosa poczuła nagłe zmęczenie.
Czy to normalne? Pytała sama siebie. W końcu doszła do wniosku, że tak, to jest normalne. Poprawiła głowę wtulając się w ukochanego... a raczej przyjaciela... tak, przyjaciela.
- Dobranoc.- szepnął słysząc ciche ziewnięcie
- Tak, dobranoc.- wysiliła się na uśmiech
Zasnęła... zasnęła w ramionach najpiękniejszego mężczyzny jakiego znała. A śniła o nim, o przyszłości- kilkorgu dzieci biegających w te i we wte, o spokojnym życiu matki. Jednak wszystko niedługo miało wywrócić się do góry nogami.
***
Obudził ją słodki zapach kwiatów oraz delikatne głaskanie. Nadal był przy niej. Gdy zasnęła, gdy otworzyła oczy i popatrzyła jeszcze zaspanym wzrokiem.
- Hej.- ziewnęła
- Hej.- odpowiedział
Jednak nawet to, że była w pełni przytomna nie zniechęciło go i nadal głaskał ją to po włosach, to po policzku.
Śmiały. Jak zawsze. przemknęła jej myśl.
- Jak się spało?- zapytał
- Świetnie. Wygodnie, miło, cieplutko.
- To bardzo się z tego powodu cieszę.
Uśmiechnęli się w tym samym momencie po czym wybuchli śmiechem. Widząc ich można by pomyśleć, że byli dla siebie stworzeni. Chwilę śmiechu przerwał niespodziewany gość. Wysoki basior o ciemnobrązowym futrze oraz bursztynowych oczach wyłonił się z mroku drzew. Podszedł do roześmianych przyjaciół po czym odchrząknął.
- Przepraszam, że przerywam tę miłą chwilę lecz Elizabeth chce rozmawiać z Moon.- powiedział to poważnym tonem
- Tak, jasne.- odpowiedziała- Już idę.
Wstała, cmoknęła Kaz'a w policzek po czym przybrała wilczą postać. Ruszyła wolnym biegiem, zdołała jedynie usłyszeć pytanie:
- Coście wyprawiali?
Które Kirito wypowiedział surowym tonem.
Co go ugryzło? Zjadł coś nieświeżego czy jak? pomyślała przyspieszając. Po krótkiej chwili wbiegła na dobrze znaną jej część terenu watahy. Dzięki temu skrótowi, jeszcze jako młodzik, wracała do rodziców na czas. Biegła jeszcze przez kilka minut. Gruba, zimowa warstwa futra nie ułatwiała jej szybkiego przemieszczania się w ciepłym czasie wiosny. Jednak miała dość dobrą kondycję, dzięki temu nie męczyła się jak przeciętny wilk o tej porze roku. Z łatwością przeskoczyła wysokie zarośla i znalazła się tuż przed Padającym Drzewem. Bez wahania weszła do skupiska siedzib wszystkich wilków w watasze. Stanęła w wejściu jednej z nich. Alfa nakazała skinieniem głowy, aby wojowniczka weszła do środka. Ta posłusznie wykonała polecenie po czym usiadła przed leżącą na niedźwiedzich skórach Elizabeth.
- Moon, wiesz, że teraz mam głowę zapełnioną myślami o dzieciach oraz muszę się nimi zajmować jak i watahą. Do tego nie jestem już młodym wilczkiem, starzeję się, to widać. Mimo iż jestem nieśmiertelna to ten ciężki los przypada też mi. A nie mogę narażać się na niebezpieczeństwa, ponieważ nieśmiertelność nie oznacza tego, że nie można mnie zabić. Wręcz przeciwnie, można, a teraz dużo łatwiej. Doszłam do wniosku, że nie powinnam dłużej dowodzić watahą, ponieważ ta potrzebuje silnego, wytrwałego przywódcy, a ja delikatnie mówiąc wypaliłam się. Prawowitym następcą powinna być Ritta lecz ona chce ułożyć sobie życie według swych upodobań, pragnień oraz marzeń.
- Dobrze, że mała chce podążać swoimi ścieżkami.- przerwała jej Moon
- Tak, chce się usamodzielnić. To bardzo dobrze o niej świadczy. Lecz miałam problem, musiałam wytypować następcę spośród członków watahy. Był to trudny wybór, ale ostatecznie padło na ciebie...
- Ale dlaczego?! Dlaczego nie na Kirito, Amadeusa albo kogoś innego?!- spanikowała
- Kirito woli zostać na tym stanowisku, na którym aktualnie jest. Amadeus po prostu nie nadaje się, a jego powołaniem jest zbieractwo oraz leczenie. Ty jako jedyna wychowałaś się tu, wiesz wiele o watasze.
- Tak... racja... Mogę już iść?
- Oczywiście. Na odpowiedź czekam do jutrzejszego wieczoru.
- Dobrze.
Wilk nocy dźwignął się i wstał. Nadal oszołomiona wyszła wpadając po drodze na kilka wilków. W głowie miała tylko jedno słowo...
Alfa. To ono prześladowało ją aż do czasu podjęcia decyzji. Przez cały dzień starała się unikać innych. Czy wiedzieli o decyzji Elizabeth? Zapewne nie.
***
Stała tak oparta o balustradę mostu wsłuchując się w szum wodospadu. Chłodny, lekki wiatr poruszał jej włosami, które tańcząc muskały delikatnie twarz dziewczyny. Myślała cały czas o propozycji Alfy.
- Dlaczego ja?- pytała
Obserwowała odbicie księżyca w wodzie. Była pełnia. Lubiła takie noce. Bezchmurne niebo, księżyc w całej okazałości i ta moc. Tak, właśnie w te dni była silniejsza niż wszystkie wilki. Jednak dziś nie czuła się tak jak zawsze. Martwiła się? Bała się obowiązków przywódcy? Chyba tak. Lecz to nie było do niej podobne. Wyczuła znajomy zapach i mimowolnie uśmiechnęła się. Jeszcze chwila i ją znajdzie. Poczuła się dziwnie. Zacisnęła dłonie na balustradzie tak mocno, że jej palce stały się białe jak śnieg. Zakaszlała jakby była chora na zapalenie płuc. Żyły powoli stawały się czarne i mocno rzucały się w oczy. Źrenice stały się czarnymi niteczkami, natomiast tęczówki przybrały krwistoczerwoną barwę... barwę księżyca tej nocy. Spanikowała, zaczęła biec coraz bardziej słaba. Wpadła na kogoś.
- Moon!- wykrzyknął
- K-Kaz... pomóż...- wyjęczała coraz cichszym głosem
Po wypowiedzeniu tych dwóch słów upadła na zimną trawę. Próbowała walczyć z bezsilnością jednak przegrała. Straciła przytomność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kaz? Jaka reakcja? I sorki, że CD takie krótkie.